Minął
tydzień. Krysia idąc w przerwie śniadaniowej do sklepiku zakładowego po bułki
spotkała Stefcię Kamińską.
-
Dzień dobry – mówi Krysia.
- O.. Dzień dobry – odpowiedziała Stefcia.
- No
i co słychać w twoich sprawach z mężem?
Wyjaśniło się?- spytała Krysia.
Na
to Stefcia:
-
Już sama nie wim co mom robić? - mówiła Stefcia gwarą mazowiecką. Ten mój stary poszedł do biura, jak mi radziłaś.
Tam ta ich opryskliwa jędza nie chciała rozmawiać, powiedział, że nie
będzie się zajmowała jego sprawami.
Niechętnie, ale jakoś się dowiedziała. Wydzwaniała przy nim do Warszawy
i tam jej powiedzieli co to za potrącenia. Odpowiedziała mężowi, ze to kumorne.
-Jakie
komorne ?– spytała Krysia. Czy może korzysta z jakiegoś hotelu robotniczego lub
mieszkania służbowego jak wyjeżdża na budowy?
Stefcia
odpowiedziała:
- A
skąd! Oni od dawna robią na budowach na
miejscu w Płocku. Chłop zawsze wracał na noc do chałupy.
Na to Krysia:
- Ale za mieszkanie nie byłaby taka duża
kwota. Musi jeszcze raz tam iść i
wyjaśnić. Tam musi być coś innego.
Stefcia:
- No
to lecę. Bo przerwa śniadaniowa się skończy.
Po tych słowach każda poszła w swoją stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz